czyli Toruń na weekend

Jak to u nas bywa – szybka decyzja – sprawdzamy prognozę, rezerwujemy hotel i wyruszamy w podróż w piątek po pracy. Cel: Toruń. W hotelu meldujemy się przed 22. Jeszcze szybki wypad na Stare Miasto na kolację i padamy do łóżek ze zmęczenia.

Sobota zapowiadała się upalnie. Na śniadanie udaliśmy się do Pierogarni po Blaszanym Kotem na toruńskim rynku. Pyszniutkie, owocowe, ręcznie klejone.

Bar Miś oraz Pierogarnia – a w środku wystrój rodem z „Misia” :). A pierogi jak u babci! Polecamy!

Nastawiliśmy się na zwiedzanie, dlatego pierwsze kroki kierujemy do Ratusza. Można nabyć tam łączony dwudniowy karnet na zwiedzanie pięciu oddziałów Muzeum Okręgowego: Wieży Ratuszowej, Muzeum Podróżników, Dom Mikołaja Kopernika, Muzeum Piernika, Muzeum Historii Torunia w Domu Eskenów oraz Kamienicy pod Gwiazdą. Jako pierwszy zwiedzamy Ratusz Staromiejski. Zdywersyfikowane wystawy, mnie w szczególności przypadła do gustu wystawa ceramiki.

Muzeum Okręgowe w Toruniu. Taką sztukę mogłabym u siebie powiesić na ścianie.

W czasach covid niełatwo jest uniknąć tłumów, szczególnie gdy chce się wejść na wieżę widokową. Pomimo ograniczeń w przebywaniu ilości osób, nam za drugim podejściem się udało! Widok z 40 metrowej wieży pomimo, że przewidywalny, to lubię takie widoki. Ciekawą „atrakcją” podczas wspinania się po schodach jest ratuszowy dzwon i obserwacja tykającego mechanizmu zegara ratuszowego.

Maseczkowo-covidowo. Widok z wieży ratuszowej.

Kolejnym miejscem z łączonego biletu jest Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika. Wystawa to głównie eksponaty z opisami Ameryki Południowej, Azji czy Afryki. Całość poświęcona pamiątkom z wypraw Tony’ego Halika (znanego z Pieprzu i Wanilii) i Elżbiety Dzikowskiej. Trochę egzotyki…

Teraz nie mielibyśmy okazji zrobić takiej mapy – w hotelach dają karty zamiast kluczy.

Toruń był też miastem krzyżackim. W samym centrum są Ruiny Zamku krzyżackiego. Bilet trzeba tutaj kupić osobno. Ruiny, jak ruiny, ale ciekawsze były wystawy. Szczególnie ta z średniowiecznymi narzędziami tortur. Wrażenie robiła też makieta zamku, w czasach swojej świetności musiał się wspaniale prezentować. Aha – uważać trzeba w podziemiach – można zostać nastraszonym przez ducha…

Pasy i maski zarówno męskie jak i damskie. Oj, musiało boleć…

Ostatnim „biletowym” miejscem odwiedzonym przez nas jest Muzeum Toruńskiego Piernika. Szkoda, że nie można uczestniczyć w warsztatach ich lepienia (tylko obserwować pokaz przez okno), ale kolorowe piętra wprowadziły nas trochę w bajkowy świat – poprzez legendy toruńskie (już wiem jak powstały katarzynki!) do interaktywnej podróży w przeszłość do starego Torunia.

Bajkowo-piernikowo

Wieczorkiem chcieliśmy wybrać się na drugi brzeg Wisły, aby zobaczyć pięknie oświetloną panoramę Torunia. Długi spacer zakończył się… ucieczką przed chmarami komarów. Masakra jakaś – oczywiście nie dotarliśmy na miejsce, ale całe szczęście, że niedaleko dworca były skutery na minuty którym wróciliśmy pod hotel (inaczej pożarłyby nas żywcem…). Miało być bez dwóch kółek, ale było i to jeszcze na nie własnych 😉

W niedzielę rano zarezerwowaliśmy zwiedzanie Niewidzialnego Domu. Niecodzienne przeżycie, dające dużo do myślenia, pokazujące inny punkt widzenia świata. Poczuj i zrozum to jest motto tego miejsca. Fotki tutaj nie będzie bo… napiszę tak – tam trzeba pójść i samemu „zobaczyć”.

Jeszcze szybki wymeldunek z hotelu i ruszamy w drogę powrotną. Oczywiście podjeżdżamy tam gdzie wczoraj nie dotarliśmy 🙂

Platforma widokowa – Panorama Torunia

Po drodze fotka z zabytkową Lokomotywą TKh49 stojącą przy Dworcu Głównym PKP. Na koniec toruńskiego tripu jedziemy jeszcze pod jednostkę wojskową w której służył Mariusz.

Tak się jakoś kolorystycznie zgrali: czarno-czerwoni

W drodze powrotnej zahaczamy o Ciechocinek. Chyba zostaną mi złe skojarzenia z tym miejscem… Na początek chamski parkingowy, potem niedziałająca tężnia, ponad trzydziestostopniowy upał oraz płatne wejście na teren ciechocińskiego parku z tężniami. Wkurzeni, podarowaliśmy sobie wejście.

Tężnia z lotu drona. Tak jak pisałam nieczynne…

Do domku pomimo korków na budowanym odcinku DK1 przyjeżdżamy około 18. Weekend fajny, miasto również (i nawet przystępne cenowo).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *