W wolny i słoneczny pierwszomajowy dzień na pewno nie będziemy siedzieć w domu! Malowniczą trasą ruszamy w Tatry do Karczmy Sywor aby zjeść tradycyjnie pyszną rybkę.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy Krowiarkach – szlaku prowadzącym na Babią Górę. Ludzi i samochodów ogrom – góry przeżywają nalot turystów – oby nie tych w szpilkach ;).
Do Sywarne dojechaliśmy w okolicach południa. Zaskoczyła nas zmiana wystroju karczmy – jakoś tak biedniej, bardziej pusto. Zamówienie należy składać samemu przy barze, a do tego jednostronna „karta menu” (wydrukowana kartka w foliowej koszulce). Czyżby zmiana właściciela po zimowej przerwie? Całe szczęście, że pstrąg z grilla niezmiennie przepyszny. Muszę przyznać, że tam mi smakuje najbardziej…
W drodze powrotnej pstrykamy jedynie kilka fotek na tle Giewontu (racji tego, że nie lubimy Zakopanego nawet tam nie zajeżdżamy). Dalej, niestety w Chochołowie zastaje nas korek gigant, który wyniknął z ruchu wahadłowego oraz remontu skrzyżowania i łączących go dróg. Nawierzchnia jednego pasa ściągnięta na dwóch odcinkach, niezsynchronizowana sygnalizacja świetlna, więc ludzie powjeżdżali pod prąd i 3 kilometry drogi w każdą stronę się zablokowały. Pobocza i chodnika brak. Co poniektórzy próbowali jechać po remontowanym odcinku, ale wystające na kilkadziesiąt centymetrów studzienki spowodowały, że nadwozia samochodów zawisły na nich. Motocyklem mieliśmy problem wymanewrować na tym piachu i dziurach, a gdybyśmy mieli jeszcze boczne kufry to byłaby lipa…
Podjeżdżamy jeszcze na Myślenice na lody i mrożoną kawę. Na Zarabiu nad brzegiem Raby – chwila relaksu na kawiarnianych leżakach wśród tłumu ludzi. Widzimy też rozkładane przeszkody na weekendowy Runmageddon, którego meta będzie naprzeciw wynajmowanego przeze mnie domu.
Tak więc wtorkowy dzionek zamykamy 300 kilometrami 😎