czyli nasz pierwszy raz na Mazurach

Bezpośrednio z nad bałtyckiego wybrzeża wyruszamy do Gołdapi. Celem jest kamping Leśny Zakątek. Po drodze niestety łapie nas deszcz. Wpinając membranę do spodni na przystanku, jestem nie lada widokiem dla mijających nas pojazdów…

Na miejscu spotykamy się z wrocławską grupą DR’ów, a domek dzielimy z Anią i Filipem. Po bożociałowej wieczornej powitalnej imprezie, w piątek ruszamy do Mamerek. Ten kompleks bunkrów z II wojny światowej niestety nie zachwycił nas. Największą atrakcją okazała się wspinaczka na prawie 40 metrową wieżę widokową, z której rozpościerał się widok jezioro Mamry. Droga powrotna to rybka w pobliskim barze, mały offroad przez las dzięki nawigacji Filipa 🙂 oraz dobry uczynek dla dziadka z wnuczką któremu skończyło się paliwo w skuterku, a do domu miał jeszcze z 10 km.

Na sobotę planowane było safari, które niestety na zła pogodę nie odbyło się. Poszwendaliśmy się za to po Uzdrowisku i tężniach solankowych, pojechaliśmy zobaczyć Mosty w Stańczykach (z parkingu, bo leniwcom nie chciało się wchodzić), aby zajechać na Piękną Górę i zjeść w restauracji obrotowej przepyszne mazurskie kartacze. Zjazd na dół odbył się dwojako: kobiety kolejką linową, mężczyźni motocyklami.

Jak zwykle czas w doborowym towarzystwie szybko płynie. W niedzielę wyruszamy w drogę powrotną, a do domu mamy ponad 600 km. Niestety muszę też przyznać że Mazury troszkę nas rozczarowały. Oprócz sielskich widoków i wiosek, gdzie na każdym słupie jest gniazdo bociana, nie są to tereny jakoś atrakcyjnie turystycznie. No, chyba, że się żegluje po jeziorkach…

fot. Zeus, Wida&Piguła, mski&Agata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *