czyli morze, góry i zamki Drakuli

Na tegoroczny urlop A.D. 2018 wybraliśmy się z Rafałem i jego córką Honoratą do Rumunii. Z czternastu planowanych, wyszło 12 niezapomnianych dni w pięknym i przyjaznym rumuńskim kraju.

Przyznam, że żyłam stereotypami. Rumunia to nie Romowie czy Cyganie. To cywilizowany kraj, w niektórych kwestiach bardziej rozwinięty niż Polska. Ani razu nie spotkaliśmy się z nieżyczliwością, wręcz sami od siebie mieszkańcy chcieli nam pomóc (np. Pani w kiosku, pomimo bariery językowej, zapytała gdzie jedziemy, gdy kupowaliśmy bilety na autobus w Braszowie i rozpisała nam do jakiego wsiąść autobusu i na jakich przystankach wysiąść). Gdy spaliśmy w górach na Bukowinie, właściciele pensjonatu przyszli poczęstować nas swoją nalewką, a w Konstancy sąsiedzi z apartamentu przynieśli nam 1,5 litra bimberku do spróbowania 🙂 Gdy natomiast zabłądziliśmy na peryferiach i wjechaliśmy w dzielnicę romską, mieliśmy strach, że co najmniej dzieciaki (bose, umorusane) obrzucają nas kamieniami, ale nic takiego nie miało miejsca. W górach przejeżdżaliśmy też przez wioski cygańskie (osady koczownicze, domki lepianki z aluminiowymi dachami). Co prawda spotkaliśmy się z żebrzącymi osobami (przy granicy lub w miejscowościach przygranicznych), ale w Polsce też przecież są. Jest naprawdę bezpiecznie.

Turystycznie są dobrze rozwinięci, chociaż jeszcze bardziej pod turystykę wewnętrzną. Język – najszybciej po angielsku (tylko w dużych miejscowościach i z młodymi osobami), co niektórzy znają włoski (o dziwo nawet na wsiach i starsze osoby), po niemiecku też się raczej nie dogadasz, a po francusku to zapomnij (chociaż rumuński jest do niego trochę podobny) – ale od czego jest googlowski translator 🙂 Atrakcje opisane oczywiście po rumuńsku, a także najczęściej po węgiersku i angielsku. Baza noclegowa na wysokim poziomie (spaliśmy zwykle w warunkach, o których moglibyśmy tylko pomarzyć w Polsce). Jednakże nie jest rozwinięta w niektórych regionach (jadąc z Buzau aż do Tulczy nic wolnego nie znaleźliśmy – chyba 4 pensjonaty w przeciągu 200 km i to zajęte…). W miastach przeważnie „apartamenty” czyli mieszkania w blokach do wynajęcia – nie jest to złe, ale zwykle jeśli jest parking to publiczny wzdłuż ulicy, a baliśmy się jednak trochę o nasze motongi (zawsze szukaliśmy noclegu z „prywatnym” parkingiem). Na początku szukaliśmy wieczorem noclegów na bieżąco, jednak zajmowało nam to dużo czasu, więc potem rezerwowaliśmy z dnia na dzień przez Booking.

Są rodzinni – spędzają czas z rodziną, wręcz wielopokoleniowo (np. w Turdzie – rodzice z dzieciakami oraz wiekową babcią pod laseczką). Pielęgnują swoją kulturę (szczególnie było to widać w niedzielę na wioskach – przejechaliśmy w drugi dzień całą północną Rumunię i wszędzie kobiety miały na sobie odświętne spódnice – czarne lub czarne w kwiaty, dosyć szerokie i specyficzne, długością za kolana, a mężczyźni specyficzne kapelusiki). Nie amerykanizują się też na siłę i to jest fajne.

Zaskoczyła mnie natomiast duża ilość wozów konnych lub oślich (?) ! W Polsce nawet na wioskach rzadko się już to spotyka. Widzieliśmy też wiele rolników koszących trawę ręczną kosą. Krowy, owce, czy osły chodzące stadami po ulicy (z pastuszkami lub bez). Tak sielsko – wiejsko 🙂 I niestety ogrom bezpańskich psów, wałęsających się w każdym zakątku kraju (głównie przy drogach i parkingach). Wiele z nich jest rozjechanych na jezdniach, a rozkładające się zwłoki czuć z odległości pół kilometra. A plątaniny kabli wysokiego napięcia – nie wymieniają podobno starych, tylko dokładają nowe – zwracają uwagę szczególnie w centrach dużych miast.

Drogi niezłej jakości, fakt że brakuje autostrad, ale jest trochę ich w budowie (np. Sebes-Turda). Całość rumuńskich dróg jest darmowa dla motocyklistów (w tym autostrada Konstanca-Bukareszt). Nikt za bardzo nie przyjmuje się ograniczeniami prędkości, ale też nie spotkaliśmy się z fotoradarami, czy policją z suszarkami. Kierowcy samochodów patrzą w lusterka i często zjeżdżają do prawej strony abyśmy mogli ich bezpiecznie wyprzedzić (w tym policja – nawet machali ręką, by jechać). W dużych miastach niekiedy jest po 6 pasów ruchu w jedną stronę, z czego robią się nagle 4, a dalej czteropasmowe rondo. Kierowcy zajeżdżają sobie więc drogę, trąbią, ale nie ma tej agresji co u nas na drogach. Naprawdę czułam się tam dużo bezpieczniej na drodze na motocyklu niż w Polsce…

Granica (Petea na północnym zachodzie). Jadąc do Rumunii, w sobotę po południu było pusto. Wracając w środę, około południa, straciliśmy ponad 2 godziny. Kolejka samochodów i 40 stopniowy upał. Nie wspominam tego dobrze. Nie sprawdzali nas natomiast, tylko dokumenty (samochody dosyć szczegółowo kontrolowali).

Ceny. Zacznę od pieniędzy. Jeden lej rumuński (RON) kupując w kantorze kosztuje ok. 1 zł. Banknoty są już od 1 leja (wszystkie plastikowe – tzn. jakby zalaminowane, więc się nie targają). Jedynie bilon występuje w baniach (ichniejsze grosze). Mnie osobiście opłacało się płacić kartą kredytową Visa (kurs ok. 0,94 zł i żadnych prowizji). Ceny podobne jak w Polsce (benzyna trochę droższa – ok. 5,60-6,20 leja / 1 l, paczka sera żółtego ok. 14 leja /250 gr (!), ale za to piwo ok. 3-4 leja / puszkę). Za noclegi w zależności od konfiguracji pokoju (dwuosobowe lub apartamenty 4 osobowe z dwoma sypialniami) płaciliśmy ok 80-120 leja od pary za noc. Warunki bardzo dobre, pokoje nowoczesne, z klimatyzacją i łazienką, wręcz w Sebes spaliśmy w ekskluzywnym apartamencie (Palm Rezidential).

Jedzenie. Tutaj przyznam, że nie przypadła mi do gustu ich polenta (mamałyga) z kawałkami baraniny i kiełbasy, lub w wersji wege – polenta z dodatkiem sera z jajkiem sadzonym. Zupa Ciorbă de burtă – też szału nie ma: taka woda z flakami (nasze flaki są przynajmniej aromatycznie doprawione, a tutaj były bezsmakowe). Najlepsze mają desery – Papanasi – coś w rodzaju pączków ze śmietaną i owocami (lub konfiturą) – naprawdę niebo w gębie, ale też mega dawka kalorii. Alkohol – w większości czasu byliśmy zmotoryzowani, więc dosyć często degustowaliśmy w piwach bezalkoholowych (np. Ursus fara alcool, 0% i w smaku niezły). Z alkoholowych mi najbardziej do gustu przypadł Ciucias (zielone z jelonkiem), ale Ciuc, Timisoreana czy Ursus też są ok.

Co zwiedziliśmy? Z dwoma wyjątkami wszystko, co zaplanowaliśmy 🙂

1. Wesoły Cmentarz (rum. Cimitirul Vesel) w Săpânța (okręg Marmarosz). Rzeczywiście kolorowe, drewniane nagrobki robią wrażenie, wyrzeźbione są na nich scenki z życia pochowanych tam mieszkańców wioski, opatrzone (podobno) dowcipnymi wierszykami mówiącymi o zmarłych lub przyczynach, z powodu których rozstali się z życiem. Byliśmy tam w czasie mszy niedzielnej, więc dodatkową atrakcją była dla nas możliwość podejrzenia ich obrządków, jak i odświętnych strojów w których ubrani byli miejscowi.

2. Monastyr Moldovița (rum. Mănăstirea Moldovița) – obronny monastyr z przepięknie malowaną cerkwią (freski pochodzą z 16 wieku) znajdujący się w Vatra Moldoviței (okręg Suczawa, Bukowina). W tym rejonie jest wiele monastyrów – my widzieliśmy jeden i nam to wystarczyło. W ogóle Bukowina, jest jeszcze dosyć „dzikim” miejscem, bez tłumów turystów. To tam w Pensjonacie Vatra Satului naprawdę się wyspałam – cisza, spokój i świeże powietrze.

3. Wąwóz Bicaz (rum. Cheile Bicazului), który znajduje się w górach Hasmas, na pograniczu Siedmiogrodu i rumuńskiej Mołdawii. Kanion o stromych, niemal pionowych zboczach oraz ze straganami z wszystkim i niczym. Na trasie jest też Lacu Rosu – Czerwone Jezioro, dosyć licznie odwiedzane przez turystów, a wyglądające jakby było brudne po dużych opadach deszczu ;). Zatrzymaliśmy się też na chwilę na zaporze Bicaz (Bicaz Dam), ale lało jak z cebra i widoki nie były tak imponujące jakich byśmy się spodziewali.

4. Braszów (rum. Brașov) – miasto w środkowej Rumunii, w okręgu Braszów (Siedmiogród). Polecam jako bazę wypadową na zamki Bran i Rasnov, ale też warto zwiedzić Stare Miasto z Czarnym Kościołem (rum. Biserica Neagra) oraz zaliczyć Tampa Cable Car (rum. Telecabina Tampa) czyli kolejkę wjeżdżającą na wzgórze Tampa, gdzie znajduje się napis Brasov, skąd rozpościera się przepiękny widok na panoramę miasta i okolice.

5. Zamek Bran (rum. Castelul Bran) – średniowieczny zamek w Branie (Siedmiogród). Zamek uchodzi za siedzibę wampira Draculi, choć Wład Palownik nigdy w nim nie mieszkał. Pełno turystów, mega kolejki, problem z miejscami parkingowymi (płatne). Dojście do zamku – małe Krupówki (pełno straganów), jest też „zamek strachu” czyli labirynt z wampirami – wszystko po to, by przyciągnąć ludzi.

6. Zamek Rasnov (rum. Cetatea Râșnov) – zamek chłopski wznoszący się nad miastem o tej samej nazwie, w Siedmiogrodzie. Dostać się do niego można kolejką turystyczną lub piechotą z centrum Râșnova lub samochodem okrężną drogą. Pod murami umieszczono  podobnie jak w Brasov, stylizowany na hollywoodzki napis: „Râșnov”. Ciekawostką jest, że zamki chłopskie w Siedmiogrodzie są unikatem. Nigdzie więcej w Europie nie powstały takie twierdze, budowane przez lud (stąd nie wygląda to na zamek, a na miasteczko). Polecam zaparkować pod starówką miasteczka, skąd wychodzi się wprost na kolejkę wjeżdżającą na wzgórze (niestety my poszliśmy schodami na piechotę, bo wagonik się popsuł). Pomimo, że pogoda nie dopisała, bo na szczycie rozpętała się burza, to zamek bardzo mi się podobał, oferuje również ciekawe wystawy i ekspozycje, jak i widok na okolicę. Warto go zwiedzić.

7. Zamek Peles (rum. Castelul Peleş) – pałac w miejscowości Sinaia, u podnóży gór Bucegi (Wołoszczyzna). Dawna rezydencja letnia królów Rumunii, obecnie muzeum. Z zewnątrz o ciekawej architekturze i dużym ogrodzie. I znowu kolejki by zwiedzić…

8. Babele – to nazwa obszaru na płaskowyżu Bucegi w Rumunii (Wołoszczyzna). Znajdują się tam formacje skalne – Grzyby (Stare baby) oraz Sfinks. Niestety ze względu na złą pogodę i wiatr, kolejka górska z Buşteni na szczyt była zamknięta. Obecnie jest też przebudowywana i remontowana trasa na szczyt – Transbucegi (droga DJ 713). Może następnym razem uda nam się ją zaliczyć…

9. Wulkany błotne (rum. Vulcanii Noroioși Pâclele Mari) – niedaleko wsi Pâclele (okręg Buzău). Podobno największe w Europie wulkany błotne. My byliśmy na Pâclele Mari (są jeszcze Pâclele Mici i Fierbatori), liczące ponad 50 źródeł wypływów. Wśród bulkającego i wypływającego błota oraz popękanego podłoża miałam wrażenie, że znajduję się na innej planecie…

10. Delta Dunaju (rum. Delta Dunării) – zwiedzanie rozpoczęliśmy przeprawą promową w miejscowości Braiła (rum. Brăila). Dalej do Tulczy (gdzie udało się nam znaleźć po 400 km nocleg). Rankiem w Murighiol w ośrodku nad jeziorem zrobiliśmy postój na kawę. I jeśli chodzi o Deltę Dunaju mam niedosyt – chciałam wybrać się w rejs (statkiem/motorówką), zobaczyć to całe ptactwo i przyrodę, a tutaj żadnej informacji na ten temat… Na pocieszenie zrobiliśmy krótki postój przy ruinach zamku Catatea Enisala.

11. Morze Czarne – czyli Konstanca (rum. Constanța) i Mamaja (rum. Mamaia). Dwa noclegi nad morzem pozwoliły nam na odpoczynek. Pomimo pięknej pogody i rewelacyjnie zagospodarowanej plaży (leżaki, parasole, a nawet „karaibskie” łóżka z baldachimami) nie było plażingu/smażingu. Nie chciało nam się… Jednakże bardzo polecam Mamaję jako kierunek na wczasy – europejskie standardy, dobrze rozbudowana baza noclegowa (apartamentowce wyrastają jak grzyby po deszczu).

12. Replika Wieży Eiffel’a – Slobozia (Wołoszczyzna). Ponad 50 metrowa budowla, lata świetności mająca już za sobą, otoczona płotem. Raczej jako ciekawostka, niż obowiązkowy punkt do zwiedzania.

13. Bukareszt – Pałacu Parlamentu chyba nie trzeba przedstawiać. Gmach ogromny, natomiast parking przed praktycznie pusty. Podobała mi się architektura wokół – wszystko utrzymane w jednym stylu. Niestety Bulevardul Unirii był częściowo w remoncie (wraz z fontanną), a pogoda (37 oC w cieniu) nie zachęcała do snucia się po mieście.

14. Trasa Transfogarska (rum. Transfăgărășan) (DN7C) – byłam nastawiona na wow, a trochę się zawiodłam. Zapewne z powodu ogromnych tłumów i korków (piękna niedzielna pogoda zachęciła miejscowych do biwakowania). Zamiast podziwiać widoki, musieliśmy manewrować wśród samochodów. Przejechaliśmy całą, bez zatrzymywania się w „punktach” strategicznych (zapora czy szczyt z tunelem). Musimy tam wrócić, ale raczej tylko na północną część (od Cârțișoara do szczytu), bo tam widoki były najbardziej spektakularne.

15. Trasa Transalpina (DN67C) – wyjechaliśmy z Sebes przed godziną 6.00 rano i to był bardzo dobry pomysł. Praktycznie puste drogi i towarzyszący nam wschód słońca. Tutaj jestem pod wrażeniem południowej część trasy (od Obârşia Lotrului do Rânca) – malownicze połoniny, szczyty, na które mogliśmy nawet w strojach moto się wspiąć i piękna słoneczna pogoda. Bardziej mi przypadła do gustu aniżeli Transfogarska.

16. Zamek w Hunedoarze (rum. Castelul Corvinilor) w Siedmiogrodzie. Okazałe transylwańskie zamczysko, z fosą. Niestety nie mieli żadnych przewodników do dyspozycji, ani audioguide do wypożyczenia (nawet po angielsku), więc nie weszliśmy do środka.

17. Salina Turda – kopalnia soli w miejscowości Turda (okręg Cluj, Siedmiogród). Można powiedzieć, że to podziemne Wesołe Miasteczko. Na dwunastym piętrze pod ziemią znajdują się Diabelski Młyn, sala koncertowa, boiska, korty, pola golfowe, stoły bilardowe, a jeszcze 12 pięter niżej jezioro z łódkami. Wszystko ciekawie oświetlone. Super atrakcja również dla dorosłych. Osobiście polecam schody, a nie czekanie na windę (4 osobową) w kolejce. Mają też fajną apkę-przewodnik, niestety jeszcze nie w języku polskim.

18. Alba Iulia – miasteczko w Siedmiogrodzie w okręgu Alba. Ciekawostką jest to, że Stare Miasto otoczone jest murem obronnym w kształcie siedmioramiennej gwiazdy (w końcu to Siedmiogród 😉 ).

Łącznie nawinęliśmy 4045 km. Przejeżdżaliśmy dalej niż planowaliśmy, więc zmieściliśmy się w 12 dniach. Powrót (z Sebes do Tychów) 850 km też zrobiliśmy w dzień (w 14 i pół godziny). Tak jak pisałam – mam niedosyt i chciałabym wrócić do Rumunii. Mam nadzieję, że się uda 🙂

Zapraszam też do zapoznania się z pozostałymi wpisami znajdującymi się w kategorii Podróże i Turystyka. 5 najciekawszych rumuńskich atrakcji, Szlakiem rumuńskich zamków, Północna Rumunia oraz Rumuńskie trasy trans to artykuły poświęcone miejscom które odwiedziliśmy, zawierające dużo więcej informacji niż przytoczone tutaj oraz opisujące ich historię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *